piątek, 23 lipca 2010

Opowiadanie!!! fajne

Było strasznie głośno. Wszyscy kołysali się w rytm muzyki i śpiewali. Coraz bardziej utwierdzałam się w przemyśleniu, że mam wspaniałą ciotkę. Mieszkała w Nowym Jorku i kupiła bilety na koncert Justina Biebera. To dzięki niej mogłam się tam znaleźć. Wystarczyło tylko kupić bilet na samolot i oto znajdowałam się na występie mojego największego idola.
Atmosfera była fantastyczna. Wydawało mi się, że każdy bierze czynny udział w koncercie. Nie było osoby, której nie podobałby się głos tego chłopaka. Śpiewał swoje największe hity. Wreszcie nadszedł czas, by wziąć jedną dziewczynę z widowni, aby Justin zaśpiewał dla niej i wręczył kwiaty.
Zawsze marzyłam, żeby wybrał mnie, ale mimo miejsca w pierwszym rzędzie, wiedziałam, że to mało prawdopodobne. Przecież jest tyle pięknych dziewczyn. A zresztą, nie zależy mi na tym. Ważne, że jestem na jego koncercie:)
Nagle usłyszałam donośny głos z głośników:
-Zapraszam cię! Dziewczyno w fioletowej bluzce...możesz wejść na scenę? Będzie mi bardzo miło☺.
Jakie to żałosne- podlizywać się, przychodząc na koncert JB w fioletowym T-shirt'cie. Tylko dlatego, że to jego ulubiony kolor. Ale to głupie. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Tak naprawdę to nie lubię fioletowego koloru Mam tylko jedną koszulkę tej barwy. Jest naprawdę świetna, z taką nadrukowaną żyrafą. Jak się pakowałam to pomyślałam, że ją założę i pokaże mojej ciotce. Musi wiedzieć, że u nas w Polsce też są fajne ciuchy. Faktycznie jej się spodobała i powiedziała mi, że mam ją ubrać na ten konnnncert...uhmm...no tak, czyli miałam fioletową bluzkę. Zrobiło mi się głupio, jak pomyślałam, co przed chwilą twierdziłam o dziewczynach, które się tak ubrały, a ja sama taki numer odwaliłam.
Wtedy z moich rozważań wyrwał mnie kuzyn- syn ciotki, która kupiła te bilety. (Tak poza tym został zmuszony, aby pójść ze mną na ten koncert.):
-Hej Julka...na scenę!!!
-Że niby co?
-No jak to co, ten cały Justin cię woła.
Spojrzałam na Biebera. Gapił się prosto na mnie. Jake wypchnął mnie tak, że znalazłam się tuż przy podeście. Nawet nie wiem kiedy weszłam na scenę. Podszedł do mnie Justin i szepnął:
-Hi...What's your name?
-Julia- wykrztusiłam.- Dżulia- poprawiłam się , kojarząc, że właśnie tak brzmi moje imię po angielsku.
Chłopak spojrzał na publiczność i powiedział do nich:
-I'm singing a song for Julia. I hope she likes me...- uśmiechnął się szczerząc te swoje białe ząbki.
Po tych słowach zabrzmiała muzyka. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój największy idol śpiewa dla mnie piosenkę. To niesamowite. Cały ten pobyt w Nowym Jorku jest jakiś nie z tej ziemi. Bez wątpienia mogę stwierdzić, że to najlepszy dzień w moim życiu. Przestałam myśleć o czymkolwiek i skupiłam się na piosence i na tym, jak Justin wywijał się na scenie. Bardzo często też spoglądał na mnie i uśmiechał się.
Kiedy piosenka dobiegła końca przyniósł bukiet i wręczył mi go. Spojrzałam mu prosto w oczy i nagle świat się dla mnie zatrzymał. Wszystko ucichło i zniknęło z zasięgu mojego wzroku. Tylko Justin i ja. Wiedziałam, że nie może to trwać długo i szybko odwróciłam głowę...Koniec magicznej chwili.
Bieber dał mi kwiaty i powiedział, że dziękuje bardzo, że przyszłam, by bawić się razem z nim. Coś tam odpowiedziałam i myślałam, że mogę odejść kiedy Justin otworzył buzię, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował z tego. Znajdował się bardzo blisko mnie. W dodatku jego usta były coraz bliżej mojej twarzy. Nie mogłam w to uwierzyć. Taki gwiazdor chce mnie pocałować...? Ale to się działo. Był coraz bliżej...
-Hej Julka, wstawaj!!! Już późno.

No tak to było zbyt piękne, żeby prawdziwe. Wychodzi na to, że kolejny sen z JB w roli głównej. Wydawało mi się, że fascynacja tym chłopakiem dawno mi minęła. Nawet o nim nie myślałam, tylko słuchałam jego piosenek.
Rozłożyłam się jeszcze na łóżku, mając nadzieję, że sen powróci, ale niestety, jak zwykle zresztą, nic z tego. Zaczęłam sobie jednak przypominać chwile, które niewyraźnie pokazywały mi się przed oczami. Dziwne tylko, że wyśniłam tak wiele szczegółów. Nawet tę bluzkę z żyrafą.
Zapomniałam tylko o jednym. Jak mogłam pomyśleć o Justinie w taki sposób? Miałam przecież chłopaka, który był wspaniałą osobą. Zawsze świetnie się dogadywaliśmy. Bezproblemowo. A tu nagle sen, w którym mam ochotę całować Biebera. Nie chodzi nawet o to, że jest wielką gwiazdą, ale ogólnie rzecz biorąc, było to nieetyczne.
Czytałam kiedyś artykuł, że sny i ich treść związane są z naszą podświadomością. Czasami nie mamy pojęcia, że nachodzi nas ochota na to, czy na tamto i wtedy zdarza się, że śpiąc tak naprawdę marzymy.
Poczułam się trochę głupio. Dla mnie- osoby, która z reguły jest w porządku wobec wszystkich, było to po prostu chamskie. jeśli wierzyć prawdziwości przeczytanego artykułu, to byłam nieszczera wobec samej siebie.
Mimo wspaniałego-lub może nie- snu, dzień zapowiadał się fatalnie. Przynajmniej do czasu, gdy do pokoju weszła mama i powiedziała:
-A ty jeszcze w łóżku? Mieliśmy wyjechać o 6, więc masz tylko 15 minut. Jak się nie pośpieszysz, tata będzie wkurzony, bo już wszystko spakowane.
No tak...Dzisiaj mamy siódmego lipca 2011 roku, czyli zaczynają się wakacje, a raczej wczasy. Jak mogło mi to wylecieć z głowy?
Poziom wskaźnika radości momentalnie wzrósł. Uwielbiam wyjeżdżać na wczasy. Tym bardziej, że był to wyjazd do Francji, na superwypasione pole namiotowe, gdzie są extra baseny (w tym olimpijski), kilometr plaży na wyłączność, hotele, boiska do siatkówki, kosza i piłki nożnej plus 15 kortów do gry w tenisa. Do tego jeszcze spora powierzchnia na golfa, chociaż nigdy nie próbowałam, ten sport ma coś magicznego, ale nie do końca jestem w stanie powiedzieć co mi się w nim podoba.
Wyskoczyłam z łóżka, poszłam do łazienki i po kilkunastu minutach czekałam przy samochodzie gotowa do odjazdu. Okazało się, że jestem pierwsza, ale w niczym mi to nie przeszkodziło. W torebce czekały książki autorów, których bardzo ceniłam. Na dwa tygodnie osiem powinno wystarczyć:)
Wyciągnęłam jeszcze komórkę i słuchawki. Włączyłam playlistę i nim się spostrzegłam byliśmy w drodze do Francji. Zapytałam jeszcze Izę- moją siostrę, czy wzięła kosmetyczkę, a upewniwszy się, że ją ma, mogłam spokojnie oddać się w wir czytania.
Okazało się jednak, że nie czytałam zbyt długo, bo mi się przysnęło. Obudziłam się tylko o 16 na obiad, a później czas jakoś sam zleciał.
Kiedy na miejsce zajechaliśmy o 4 nad ranem okazało się, że kilka godzin później będzie wolne miejsce w sam raz dla nas. Nowina ta ucieszyła nas, gdyż na to pole namiotowe jest zawsze wielu chętnych. Tata po całodobowej jeździe (musicie przyznać, że jest niezły) położył się spać, a ja czekałam, aż pozwolą nam wjechać.
Około 7 wjechaliśmy na plac, po czym szybko się rozpakowaliśmy i każdy miał czas dla siebie. Twierdziłam, więc że warto zobaczyć co zmieniło się w ciągu dwóch lat, kiedy nas tu nie było. Wsiadłam na rower i objechałam cały ośrodek.
Gdy znajdowałam się obok placu zabaw, zauważyłam pewną różnicę. Wybudowali nową piaskownicę. Robiła wrażenie- była jak mały lunapark. Wyciągnęłam komórkę, by zrobić zdjęcia i spostrzegłam, że dostałam smsa. Był od Łukasza. Otworzyłam szybko wiadomość, spodziewając się czegoś miłego, gdy odczytałam z niedowierzaniem:
„Dowiedziałem się, że okłamałaś mnie w związku z wyjazdem na wakacje. Aldona powiedziała mi, że pojechałaś tam z jakimś kolesiem na wycieczkę po Europie czy jakoś tak, a Twoi rodzice sami są we Francji. To już koniec. Zawiodłem się na Tobie. Nie pisz do mnie, i tak nie odpiszę…”
-Że niby co?- wyjąkałam ze zdziwieniem. „Jaka znowu wycieczka zorganizowana”- dodałam w myślach. Do tej chwili miałam o Łukaszu lepsze zdanie. Nigdy nie polegał na słowu jednej osoby, a to była Aldona. Największa jędza w naszej szkole. Zresztą od dawna widziałam, jak robiła maślane oczy, patrząc na niego. Dziwi mnie tylko jedno. Jak mógł w to uwierzyć? Albo robi sobie jakieś jaja, albo ona ma jego komórkę… Druga opcja odpada, bo nigdy nie zostawiłby jej komórki, nie patrząc, co robi. Ewentualne wyjście, które byłoby korzystne dla mnie to takie, że sobie żartuje. Wysłałam więc wiadomość z zapytaniem o co mu chodzi, ale nie odpisywał.
Nie ukrywam- trochę mnie to wkurzyło. Zawsze jak jestem zirytowana, mam ochotę pobiegać albo pograć w tenisa, względnie w kosza. Poszłam szybko do przyczepy kempingowej i się przebrałam. Ubrałam bluzkę z krótkim rękawkiem i kapturem, a do tego jakieś krótkie spodenki, ze względu na wysoką temperaturę- dochodziła 12…
Godzinę później stwierdziłam, że moja złość była co najmniej hmm…głupia. Po co mi chłopak? Mam siedemnaście lat z kawałkiem i planuję jakieś dobre studia. Nie ma sensu zawracać sobie głowy chłopakami.
Będąc w lepszym nastroju, postanowiłam kupić sobie coś do picia i poszłam zobaczyć, jak jacyś ludzie grali w siatkówkę. Muszę przyznać, że byli naprawdę nieźli, więc trochę mnie wciągnęło oglądanie pojedynku. Po jakimś czasie z zamyślenia wyrwał mnie pewien głos:
-Tu parles Francis?
Zrozumiałam tylko pytanie, ale nie umiałam mówić po francusku. Zaprzeczyłam tylko głową i ponownie usłyszałam:
-English?
-Quiet. I’m watching his match.
-Right. Can I join to you?
Pomyślałam, że jakiś przygłup robi sobie jaja. Postanowiłam spojrzeć w jego kierunku i w tym momencie znieruchomiałam. Był to ….

(…) Justin Bieber…
„To niemożliwe”- pomyślałam.- Co niby tu robi?
[Dialogi, które powinny być w języku ang. napisane będą po polsku]
-To się znamy, tak?- powiedział z przekonaniem.
Nie ukrywałam, że mnie wkurzył. Był taki pewny siebie. Już zdążył stracić w moich oczach.
-Wiem kim jesteś. To wszystko.
-Na pewno słuchasz moich piosenek i oglądasz filmiki związane z moją osobą, no nie?
-No pewnie…dzień i noc…-wypowiedziałam sarkastycznie. Tak naprawdę to uwielbiam kilka jego piosenek.. Często słucham That should be me, Never say never i Down to Earth. Od roku jednak nie interesowało mnie jego życie prywatne. Nie wiedziałam nawet, czy nie wydał jakiejś kolejnej płyty. Odkąd chodzę do nowej szkoły przestałam interesować się młodymi gwiazdami Hollywood. Aktorów i piosenkarzy zastąpili moi znajomi. Po wakacjach stwierdziłam, że Bieber jest osobą, która może pojawiać się tylko w moich snach. Tak też się czasami działo. Nigdy jednak nie sprawdzałam, co się z nim dzieje. Teraz, gdy o tym myślę, wydaje mi się to dość dziwne. Ale mniejsza z tym.
-Dzień i noc…- to chyba powinnaś być niewyspana.
-Niesamowite poczucie humoru-powiedziałam z ironią.
-Lubisz oglądać jak grają?- wskazał na boisko. Zdziwiło mnie to, że nie zareagował na moją wypowiedź.
-Wolę grać- dla odmiany odpowiedziałam grzecznie.
-To tak jak ja.
-Ty i siatkówka? To chyba gra nie dla ciebie. Trzeba by trochę urosnąć, nie sądzisz?- znowu powiedziałam opryskliwie. To trochę dziwne, jak dla mnie przynajmniej. Nigdy nie zachowywałam się tak, jakby to powiedzieć, nieprzyjemnie wobec osoby, którą dopiero co poznałam. Miałam jednak kilka argumentów na swoje usprawiedliwienie. Pierwszy i najważniejszy z nich to taki, że był wielką i prawdopodobnie rozkapryszoną gwiazdą. Często słyszałam o nim rzeczy, które raczej za nim nie przemawiały. Bieber jednak ku mojemu zdumieniu odpowiedział:
-Powiedzmy…Chyba mnie nie lubisz…?
-Nie znam cię.
-To nie interesujesz się moim życiem?
-A powinnam?
-Skoro mnie poznałaś, myślałem, że wiesz co nieco. Ale…
-Trochę wiem- przerwałam mu.- Słucham niektórych twoich piosenek.
Kiedy to powiedziałam zaczął śpiewać. Nie znałam jednak tego utworu. „Wydał nową płytę”- pomyślałam. Gdy zauważył moją zdziwioną minę przestał nucić i powiedział:
-Nie interesuje cię, co tutaj robię?
-Nie, raczej nie- odparłam, lecz w głębi duszy bardzo chciałam wiedzieć. Moje zachowanie było po prostu irracjonalne. Nie wiem, dlaczego tak postępowałam. Na pewno będę to sobie później wypominać.
-Idę na pr…-aha, nie chcesz wiedzieć?
-Zacząłeś to mów.
- Za chwilę mam próbę.
-Czyli Justin Bieber będzie miał koncert w tym ośrodku. Super!!! Masz może bilety? Daj mi, proszę…
-Chahachaha…bardzo śmieszne.
-Nie dasz mi…nawet jednego?
-Myślisz, że nie zauważyłem?
-Czego?- udawałam głupią.
-Widzę, że się ze mnie nabijasz. Nie jestem taki głupi, jak myślą niektórzy ludzie. Po prostu tego nie rozumiesz, ale wiesz dlaczego jeszcze tu siedzę…?
Uniosłam brew.
- Dawno nie spotkałem osoby, która ma mnie gdzieś. I to jest takie fajne.
-Fajne? Może nie jesteś głupi, ale na pewno nienormalny.
-Nie zrozumiałaś mnie. Od kilku lat nie mam normalnego życia. Gdziekolwiek pójdę, każdy mnie zna i już traktuje jako kogoś nadnaturalnego. Trochę mnie to wkurza.
-Trzeba było o tym myśleć zanim zacząłeś śpiewać.
-Kocham to co robię…
-Więc w czym problem?
-W tym, że nie mogę poznać normalnej osoby, takiej, która za mną nie szaleje, aż tu nagle traktujesz mnie jak zwykłego chłopaka.
Ten opis do mnie nie pasował. Lubiłam Justina, ale on o tym nie wiedział. W sumie to nikt nie przypuszczał, że kiedykolwiek interesowałam się nim.
-Nic o mnie nie wiesz.
-Dlatego chciałbym dowiedzieć się więcej,
-A może ja nie chcę niczego powiedzieć?
-Postaram się, aby było inaczej.
-W takim razie przed tobą ciężka praca- ciągnęłam moją grę.
-Nie ukrywaj. Wiem, że w głębi duszy intryguję cię, ale nie chcesz tego zdradzić. Chętnie przekonam cię, że nie jestem dupkiem, jak prawdopodobnie sądzisz.
-Jakiś argument, który to potwierdza?
-Tak odpoczywam tu.
-Odpoczywasz, ale masz próbę…? Dziwne.
-Próba…hmmm….chyba nie jest to określenie do końca jasne.
-To znaczy?
-Gram w filmie. Nic o tym nie wiesz?
-Nie. Mówiłam ci. Nie wiem o tobie zbyt dużo.
-Tym lepiej- mówiąc to, uśmiechnął się szeroko.
-To w jakim filmie grasz?
-Nie mogę ci powiedzieć. Tajemnica.
-Aha super…to po co o tym wspomniałeś?
-Chciałem znaleźć temat na rozmowę. Trudno się z tobą gada.
-Niepotrzebnie się przysiadłeś.
-Jakoś to wytrzymam.
Uśmiechnął się i wyciągnął okulary przeciwsłoneczne. Zaczął się w nich oglądać, ale później założył je i powiedział:
-Skąd jesteś?
-Z Polski, ale pewnie nie wiesz, gdzie to jest.
-Wiem…
-Ale nie przyjechałeś do nas na koncert.
-Skąd wiesz? Niby cię nie obchodzę.
Ale gafę strzeliłam. No to już wiedział, że wiem o nim coś więcej niż zamierzałam powiedzieć. Musiałam wyjść z tego z twarzą. Miałam dwa wyjścia. Pierwszym z nich było wymyślić jakąś głupią wymówkę, drugim powiedzieć, że znam go lepiej niż przypuszczał. Wybrałam pierwszą wersję:
-Chodzi o to, że…- a zresztą co będę kręcić. Moja decyzja uległa zmianie.- Jeszcze rok temu słuchałam twoich piosenek. Wiedziałam nawet, gdzie i kiedy grasz następny koncert. Z każdym twoim głupim zachowaniem traciłeś moje uznanie. W końcu zaczęłam się przekonywać, że jesteś zwykłym burakiem. Przestałam oglądać twoje głupie wywiady. Już nie miałam pojęcia co się z tobą dzieje.
-To dużo wyjaśnia…
-Że niby co?
-No chodzi o to, że…- nagle usłyszałam jakiś dźwięk. Była to jego komórka. Dostał smsa. Otworzył wiadomość i po przeczytaniu powiedział:
-Sory, muszę lecieć.
No tak. Niepotrzebnie mu to wszystko opisałam. Zachowałam się jak zwykła głupia fanka. Zaczęłam robić sobie wyrzuty, gdy szybko stwierdził:
-Będę tu o 18- ucieszyłam się, że chce się ze mną spotkać. Moja radość minęła, gdy dodał- przyjdź!
Brzmiało to jak rozkaz. Co on sobie mysi, że zaśpiewam tak, jak on zagra? Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, a wielkiej gwiazdy (pfff) już nie było. Widziałam tylko jak staje się trochę mniejszy, bo biegł dość szybko. Właśnie…czy on czasem nie urósł? Nieważne…zobaczę o 18..albo nie przecież nie pójdę. Pewnie myśli, że przylecę jak na skrzydłach. To się grubo myli…

***

Wróciłam do przyczepy, ale nikogo w niej nie było. Postanowiłam iść na basen i trochę popływać oraz poopalać się.
Kiedy przepłynęłam osiem basenów żabką i dwa kraulem, stwierdziłam, że chętnie bym coś zjadła. Zegarek wskazywał 15:45, więc mama właśnie schodziła z plaży i zapytała tylko:
-Na co macie dzisiaj ochotę?
-Spaghetti!- krzyknęliśmy chórem.
-Będzie za pół godziny. Jak chcesz możesz przyjść później- dodała patrząc na mnie.
Powiedziałam, że jeszcze chwilę zostanę, a rodzice poszli do kempingu. Zastanawiałam się, gdzie jest Iza, bo nie widziałam jej od rana, ale szybko przypomniałam sobie, że miała ochotę iść nad morze, bo nie lubiła kapać się w basenie. Postanowiłam, że pójdę do niej i zobaczę co i jak.
Od razu ją rozpoznałam. Leżała na swoim ręczniku i miała ubrane te świetne okulary. Widać było, że dawno nie wchodziła do wody, bo była cała sucha. Pomoczyłam ręce i kilka kropel spłynęło na jej plecy. Na pewno nie było to przyjemne…Spytałam, czy długo będzie się jeszcze opalać.
-Nie zaraz idę.
-To pójdę z tobą, bo za chwilę będzie obiad.
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę, gadając o jakiś błahostkach, a potem poszłyśmy do przyczepy. Gdy byłyśmy już dość blisko, poczułam zapach spaghetti. Iza spojrzała na mnie i spytała:
-Spaghetti? Znowu? Kto to wymyślił?
-Po co to pytanie…Nie licz tak tych kalorii.
Moja siostra wariowała na punkcie diet i tego typu spraw. Wszystko co jadła musiało być dietetyczne. Ale głupota…Chociaż muszę przyznać, że ma pecha. Tak dba o linię, a ja nie wysilając się mam lepszą figurę. Nie myśląc już o tym, zasiadłam do stołu i zaczęłam jeść.
Obiad bardzo mi smakował, jak zawsze zresztą. Po jedzeniu oglądaliśmy telewizję. Później zdecydowałam, że poczytam jakąś książkę. Było już po piątej, a wieczorem mieliśmy wyjść do miasta.
Było po piątej…a o szóstej Justin miał czekać przy boisku…Nie, nie pójdę tam.
Z tym postanowieniem czytałam książkę, lecz nie mogłam się skupić. Może jednak…co mi szkodzi.
Włożyłam odpowiedni strój i wyszłam.
Odpowiedni strój, na basen oczywiście. Nie jestem aż taką idiotką, żeby robić wszystko, aby przypodobać się jakiemuś chłopakowi. Nawet jeśli TYM chłopakiem był Justin Bieber. Wiedziałam, że nie dam rady skupić się na pływaniu, dlatego chciałam popływać. Tym bardziej, że o tej godzinie na basenie nie było prawie nikogo. Dodatkowo zorganizowano jakiś festyn i większość wczasowiczów znajdowała się właśnie tam.
Kiedy ubrałam buty, mama zapytała:
-Znowu wychodzisz? Myślałam, że pogramy w karty…- dało się wyczuć rozczarowanie w jej głosie.
„Kurczę”- pomyślałam sobie. Znowu nawalam. Czasami jest mi trochę przykro, że sprawiam niektórym zawód. Od razu przypomniałam sobie, że moja mama nie miała łatwego dzieciństwa. Wychowywała się praktycznie bez rodziców. Ale z drugiej strony nie mogę sobie tego wyrzucać przez całe życie. To przecież nie moja wina. Jednak mogłabym ją traktować lepiej…
No nie…czy ja bez przerwy muszę sobie coś wyrzucać…? Teraz już postanowione. Jeśli natychmiast nie przepłynę przynajmniej 10 basenów, będę miała moralnego doła. Problem dzieciństwa mamy zajął nadrzędne miejsce nad przemyślaniem na temat JB. W takim razie, pływając, nie będę się zbytnio nudzić.
-Zagrajcie z Izą- powiedziałam, ale mój ton był raczej nie najprzyjemniejszy.-Będę za godzinkę i się do was przyłączę- dodałam.
Wzięłam okulary, odpięłam rower i odjechałam. Kilka minut później wchodziłam już do wody. Tak jak sądziłam, było tylko jakieś 15 osób, co na basen olimpijski z dziewięcioma pasami stanowiło niedużą liczbę. „To dobrze”- pomyślałam.
Nałożyłam okulary na głowę i zaczęłam pływać. Postanowiłam, że na początku dwa baseny kraulem, a resztę żabką. Przy kraulu nieźle się zmęczyłam i nie myślałam raczej o niczym. Dopiero, gdy zmieniłam styl, przypomniał mi się Justin. Spojrzałam na zegarek, co delikatnie wybiło mnie z rytmu. Było 18 po 18, czyli pewnie już sobie poszedł. A zresztą, co mnie to obchodzi. On ma swoje życie i ja też. Może i mnie intryguje, ale co z tego. Skoro myśli, że może komuś rozkazywać to proszę bardzo…ale ja się nie dam. Fajnie było poznać kogoś sławnego (i w dodatku się na niego obrazić), ale mogę to zaliczyć do atrakcji wakacyjnych. Małe prawdopodobieństwo, żebyśmy jeszcze raz się spotkali, dlatego postanowiłam o nim zapomnieć. Ale jeszcze przedtem chciałam sprawdzić, co się z nim działo przez ten rok. Zamierzyłam więc, że jak wrócę do przyczepy to przeczytam kilka informacji dotyczących aktualnego życia Biebera. Temat Justina uważałam za zamknięty. Została mi do przemyślenia jeszcze jedna rzecz.
Mama. Właściwie to jej dzieciństwo. Czasami myślę nad tym jakie mam szczęście, że moja rodzina jest właśnie taka, a nie inna. Wydaje mi się, że w pewnej mierze zawdzięczam to (może to zabrzmi głupio) doświadczeniu mamy. Kiedy przeżywała takie trudne chwile, na pewno postanowiła sobie, że jeśli sama założy rodzinę, jej dzieci nigdy nie będą cierpieć. I ogólnie jest ok. Nie mogę narzekać. Kasy w domu jest wystarczająco, a co do atmosfery też jest nieźle. Moim zdaniem to nawet ponad normę. Nie tak jak moja rodzicielka… Jej rodzice dzień w dzień byli pijani. Sama musiała opiekować się młodszą siostrą, robić obiady, sprzątać, prać i wykonywać inne obowiązki. Była „dorosłą” osobą już w wieku nastoletnim. Kiedy zaczynaliśmy o tym rozmawiać brakowało mi słów. Nigdy nie wiedziałam co powiedzieć. Czy się odzywać, przemilczeć, współczuć, czy może coś innego. Był to bardzo trudny temat. Największe wrażenie wywiera mnie opowieść, którą usłyszałam niedawno. Normalnie mnie zatkało.
Pewnego razu ojciec mamy przyszedł do domu jak zwykle pijany. Jej młodsza siostra już spała, a ona sama dopiero co się wykąpała. Ich mieszkanie było niewielkie: mały pokój, łazienka i kuchnia bez drzwi. Mój dziadek ś.p.(jeśli w ogóle można mu wybaczyć), miał ochotę na seks. Przeszkodą była tylko mała Danusia-moja mama. Wygonił ją na 15-stopniowy mróz, gdzie stała kilkanaście minut i to w samej piżamie. Po tym wydarzeniu miała zapalenie płuc i była poważnie chora.
Kiedy to usłyszałam nie miałam pojęcia, jak mogłabym zareagować. Ja nigdy nie przeżyłam podobnej sytuacji. „Dobra przestań”- pomyślałam. Wystarczy tych wewnętrznych refleksji. W końcu nie jestem aż taką złą osobą. Często pomagam rodzicom. Czasem tylko odpyskuję, ale tak ma chyba każdy.
Zerknęłam na zegarek i byłam w szoku. Pływałam już 57 minut. Nie miałam pojęcia ile basenów udało mi się przepłynąć. Na pewno ponad dziesięć. Powoli zaczynałam odczuwać zmęczenie, więc kiedy dopłynęłam do końca postanowiłam wyjść i wytarłam się ręcznikiem. Bez problemu znalazłam kluczyk, który ukryłam pod jednym z kamieni- niezbyt uniwersalna kryjówka. Odkluczyłam łańcuch i zwolniłam jedno z miejsc parkingowych dla rowerów.
Aby dojechać na nasz plac, musiałam przejechać obok miejsca rekreacji sportowej, czyli tam, gdzie ponad godzinę temu miałam spotkać się z Justinem. Wiedziałam, że moja decyzja była słuszna i nie żałowałam, że się z nim nie zobaczyłam.
Jadąc nie najwolniej (25km/h), odwróciłam się tylko w kierunku ławki , na której przedtem siedzieliśmy. Ktoś na niej siedział. Przetarłam oczy. Nie mogłam się mylić. To był Bieber. Ale co on tam robił? Niemożliwe, żeby czekał na mnie. Już odwróciłam głowę, gdy nagle dostrzegłam, że na mnie patrzy. W tym momencie straciłam równowagę i się przewróciłam. Co za kompromitacja. Wielu ludzi zbiegło się, by zobaczyć, co się stało. Dostrzegłam tylko śmiejącego się Bieber. Nadal siedział na ławce. Otaczającym mnie osobom powiedziałam szybko:
-Dzięki, ale nic mi nie jest.
Jakiś Włoch odpowiedział łamanym angielskim:
-Może Ci jakoś pomogę?
-Nie, jest OK.- Uśmiechnęłam się blado.- Co z moim rowerem?
-W porządku- odpowiedział pewnie.- Następnym razem bardziej uważaj. Cześć.-I odszedł. Miałam nadzieję, że wszyscy się rozejdą i będę miała spokój. Tak też się stało.
Zaczęłam szacować szkody na swoim ciele. Znalazłam tylko zadrapanie na łokciu, a z kolana sączyła się krew. Zaczęłam szukać chusteczek, gdy nagle usłyszałam:
-Proszę. Weź jedną.
Spojrzałam w górę. To był Justin. Z twarzy przynajmniej. Jego ciało nie przypominało tego, które widziałam niespełna rok temu w Internecie. On się zmienił. Bardzo się zmienił. Nie był już takim krasnoludkiem i chuderlakiem. Miał w końcu 17 lat. Dorosnął.
-Dzięki-odparłam nieśmiało.- Skąd wiedziałeś, że pot…
-Idzie się domyślić. Plastra nie mam.
-Spoko to tylko draśnięcie. Przeżyję.
Objął mnie swoim wzrokiem i spytał:
-Pływałaś?
Poczułam się trochę głupio. On czekał tu przez godzinę, a ja najzwyczajniej w świecie go olałam. Może nie był aż takim rozkapryszonym dzieciakiem.
-Yhy...-przyznałam niechętnie.
-Ale umówiłaś się ze mną na 6. Dlaczego nie przyjechałaś?
-Po pierwsze nie umawialiśmy się tylko powiedziałeś, że będziesz i ja też mam się zjawić. A po drugie hmm.. może nie miałam ochoty?
-A ja czekałem.
-Widzę. Chyba niepotrzebnie,
-Jasne. Już zmykam- powiedział smutno i odszedł.
Zawołałam za nim, żeby się nie obrażał i to był tylko taki żart (niezgodnie z prawdą). Byłam na niego wkurzona, ale jak zobaczyłam, że siedział aż godzinę, mając nadzieję, że jednak przyjdę, moje odczucia w stosunku do niego uległy zmianie. Wsiadłam szybko na rower z nadzieją, że go znajdę. Jednak festyn urządzony w granicach ośrodka spowodował, że chodniki były strasznie zatłoczone, a do tego ludzie wlekli się niemiłosiernie. Nie mogłam go nigdzie znaleźć. Usiadłam na jakieś figurze i po kilku minutach usłyszłam:
-Przepraszam panią bardzo, ale tu nie można siedzieć.
Nie wiedziałam o co chodzi, do momentu aż uświadomiłam sobie do kogo należał ten głos.
-Jednak wróciłeś?
-Szukałaś mnie z takim zaangażowaniem.. Miałem niezłą frajdę. Czyli jednak ci się podobam…?-Zamrugał oczami i puścił oczko.
Uderzyłam go lekko w plecy i odchodząc lekko od tematu powiedziałam:
-Nie wiem co działo się z tobą przez ostatni rok.-…
-Tak myślałem-przerwał mi.
Nie dałam się jednak wybić z kontekstu, dlatego szybko dodałam:
-Więc nie myśl, że możesz tu sobie gwiazdorzyć.
-Wcale nie zamierzałem. Co chcesz wiedzieć?
Czy to możliwe? Chłopak, którego niektórzy znają na wylot, nie robi problemów, żeby opowiedzieć coś o sobie po raz kolejny. Gdybym chciała, mogłabym wyczytać o nim wiele informacji, ale…No właśnie. One nie były pewne- nie do końca wiarygodne. Każdy dziennikarz może napisać, co chce. Niby są jacyś weryfikatorzy, ale ludzie i tak podążają za plotkami. To, co o nim wiedziałam, może wydać się nieprawdą. Miałam okazję dowiedzieć się o nim czegokolwiek. Posiadałam możliwość zweryfikowania tego, co o nim sądziłam przez te różne pomówienia. Musiałam, więc skorzystać z takiego daru od losu. Z tego powodu, że nie słyszałam o nim przez cały rok, pierwsze z moich pytań wydawało mi się rozsądne:
-Jak już wspomniałam, nie wiem, co działo się z tobą od lipca zeszłego roku- zaczęłam i spojrzałam na niego, chcąc uzyskać pozwolenia do kontynuacji mojego pytania. Niczego takiego nie dostrzegłam. Ciągnęłam więc dalej.- Może wyda się to głupie, ale nie wiem nawet, czy nie wydałeś kolejnej płyty i dlaczego…-urwałam, bo stwierdziłam, że to głupie. Szczegóły z życia prywatnego Justina Bieber nie były mi potrzebne.-Dobra nie muszę wiedzieć. A cała nasza rozmowa jest jakaś bez sensu w ogóle.
-Ja tak nie twierdzę.- Uśmiechnął się naturalnie.
-Z jakiego powodu?
-Pierwszy raz mogę z kimś pogadać i opowiedzieć o sobie, wiedząc, że ta osoba nie jest żadną pokręconą fanką ani dziennikarzem z notatnikiem i długopisem w ręku.
-Chyba z dyktafonem.
-Nie każdy jest nowoczesny- powiedział z przekorą.- Chcesz wiedzieć, czy dalej śpiewam?
Przytaknęłam mimowolnie. Miałam co do tego mieszane uczucia, ale z drugiej strony, co mi szkodziło. Przynajmniej nie będę musiała czytać w necie.
-Hmm…każdy ma swój zegar biologiczny- zaczął nieciekawie. Już chciałam mu przerwać i powiedzieć, że też uczą nas biologii, ale jakoś się powstrzymałam. Pozwoliłam mu mówić dalej.- No i jak chyba powszechnie wiadomo…hmmmm….wiesz jak ciężko mi o tym opowiadać?
-Nie musisz. Nie nalegam.
-Gdybyś nalegała już by mnie tu nie było.
-Wiem- odpowiedziałam z pewnością w głosie.
-Czyli robisz to celowo?
Zaprzeczyłam, delikatnie go okłamując. Kiedy okaże się chłopakowi, że ma nad dziewczyną przewagę, oleje ją i już. Nigdy nie pozwalałam sobie na coś podobnego. Zawsze byłam krok dalej. Także teraz w razie jakiejś krótkiej znajomości miałam otwartą furtkę.
-Nawet jakby- nie zraził się.- Chodzi o to, że późno zacząłem dojrzewać. Ta mutacja, z której wszyscy się nabijali, mój wzrost, miałem poważne kompleksy. Korzystałem z pomocy psychologa.- Widząc moją zszokowaną minę dodał:- W mediach o tym nie mówiono, bo utrzymywaliśmy to w ścisłej tajemnicy.
Nie chciało mi się wierzyć. Justin Bieber i kompleksy? Miał tyle fanek(i chyba nadal ma). Co prawda szalały za nim dziesięciolatki i trzynastki* , ale fankluby założone przez starsze dziewczyny też istniały.
-Nabijasz się ze mnie, czy mówisz poważnie?
-Jestem szczery. Ale pozwól, że dokończę. Nawet nie chodziło o to. Trasa koncertowa zaplanowana w zeszłym roku nieźle mnie wykończyła, a śpiewało mi się naprawdę ciężko. Byłem wkurzony, że nie mogłem wydobyć z siebie dźwięków takich, jak przedtem. Nikt nie miał o to pretensji. Niektórzy twierdzili nawet, że mój głos jest jeszcze fajniejszy, ale trudno było mi wydobywać z siebie melodyjny głos. Bardzo się męczyłem.
-I co dalej?
- Nie chciałem kończyć kariery piosenkarza. Pragnąłem pozostać w show-biznesie.
-Więc stąd pomył na film?
-Można tak powiedzieć, ale kręcimy go dopiero teraz. Mój agent starał się, abym wszedł w ten rodzaj sztuki z wielką pompą. Od razu duża rola. Bez początków jako małe postaci.
-No ok…a ta piosenka, którą nuciłeś rano?
-Mutacja prawdopodobnie dobiega końca, nie zauważyłaś?
-Nie zwracałam uwagi. Szybciej usłyszałabym to, gdybyś zaczął śpiewać.
-Mówisz i masz.
Zaczął wydobywać z siebie melodyjne dźwięki. Jego głos był genialny. Jak mogłam nie dostrzec jego wagi, kiedy mówił? To nie było ważne. Wolałam się skupić na słowach piosenki. Gdy skończył zapytałam:
-Więc znowu o miłości?
W odpowiedzi kąciki jego ust poszły w górę, a w oczach zabłyszczały iskierki….. Już do reszty zgłupiałam. Po prostu się uśmiechnął.
-Co inspiruje cię do pisania takich tekstów?
-Poszukiwania i nadzieja. Wkurza mnie, kiedy ludzie mówią, że osoba taka jak ja, nie wie nic o miłości i zakochaniu. Moim zdaniem mierzą swoją miarą. Nic więcej.
-A wywiady? Zawsze mówisz prawdę?
-Taaa…ale reporterzy odbierają ją, jak chcą. Interpretują w sposób, o jakim nigdy bym nie pomyślał.
-Czyli Justin Bieber w mediach to nie do końca prawdziwy ty?
-Show-biznes.- Wzruszył ramionami.- Mało osób zna prawdziwego Biebera. Nie da się nic z tym zrobić.
Było mi go żal. Chociaż może niesłusznie. Nie wyglądał na załamanego. Zrozumiałam to dopiero, gdy dodał:
-To nawet fajne. Nie każdy aktor jest sławny, ale każdy sławny musi być aktorem.
-To jakiś cytat?
-Nie sam to wymyśliłem. Teraz. Inspirujesz mnie.
-Nie czaruj. Nie dam się na to nabrać.-Wystawiłam język.
„Chyba nie jest taki zły, jak sądzi większość ludzi”- pomyślałam. Do tego dość inteligentny i zabawny. Przestań- skarciłam się, nadal będąc w swoich myślach.
-Pytam tak dla upewnienia jeszcze. Twierdzisz, że media zmieniają wizerunek prawdziwego człowieka?
-No taak…a o co chodzi?
-Cały czas o ciebie.
-Dokładniej…?
-Przed rozpoczęciem kariery nie miałeś łatwego życia. Byłeś grzecznym synkiem, słuchającym mamusi…?
-Hmm…niezupełnie. Jak każdy chłopak, lubiłem robić to i owo, chodziłem na pierwsze randki. Chociaż, gdy teraz o tym myślę, to było głupie.- Po wypowiedzeniu ostatniego zdania, spojrzał na mnie i powiedział:
-Jeśli zmierzasz do zapytania mnie o różnego rodzaje skandale, to albo uwierzysz lub nie, ale nigdy nie byłem chamski wobec innych. Zawsze pozowałem do zdjęć, mimo że mi się nie chciało. Głupio jest mówić o sobie dobrze, ale czuję, że tak muszę, bo inaczej pomylisz mnie z kimś innym. Z kimś kim nie jestem.
-Nie chcę popełnić żadnego błędu, dlatego pytam ciebie.-Miałam nadzieję, że go przekonałam. Im dłużej rozmawialiśmy, coraz bardziej zaczęłam lubić tego chłopaka. Nie wiedziałam, czy mówi mi całą prawdę, ale tego można się jeszcze dowiedzieć.
Spojrzał na zegarek. Od razu wiedziałam o co chodziło.
-Musisz już iść?
-No niestety. A teraz była moja kolej. -Udał, że jest wkurzony. Widząc moją zdziwioną minę wyjaśnił.-Zadawałaś mi pytania, więc teraz rewanż.
-Tego nie było w umowie- sprzeciwiłam się.
-Była jakaś umowa?- Uniósł brew i zaczął się śmiać.- Mam nadzieję, że jesteś fair i powiesz mi to, co chcę wiedzieć, ale nie dzisiaj. To jak mogę na ciebie liczyć?
-Zależy kiedy.
-To może jutro o 13?
-Nie, raczej nie będę na basenie.
-Więc żaden problem. Jutro na basenie o 13, tak?
-Ja tam będę pływać.
-Ja też- wypowiedział z szerokim uśmiechem.- Myślisz, że nie umiem?
-Wolę to zobaczyć.
-To jesteśmy umówieni. Sorki, ze tak wyszło, ale już jestem spóźniony.
-Czyli kłopoty?- zapytałam.
-Nie spoko poradzę sobie. Pa…
Chwilę się wahałam, ale w końcu powiedziałam:
-Jeszcze jedna rzecz…
-Tak? Zatrzymał się w pól kroku.
-Wyprostuj się- poleciłam mu. Spojrzał na mnie ze zdziwioną miną i zapytał:
-Ale o co chodzi?
Dopiero kiedy stanęłam obok niego zauważyłam największą różnicę w nowym Justinie Bieberze. Z tego co było mi wiadomo, jeszcze rok temu Justin miał około 1,63m. Byłam 10 cm wyższa od niego. A teraz…? Moje oczy były na wysokości jego nosa. Wynikało z tego, że musiał urosnąć ponad 15 centymetrów. Wydawało mi się to niemożliwe. Wiedząc jednak, że się śpieszył spytałam tylko:
-To naprawdę ty? Czy po prostu się pod niego podszywasz?
-Szybko mi poszło, no nie? Sorki, ale muszę pędzić… Mam nadzieję, że będziesz jutro. Cześć…
Pomachałam mu ręką na pożegnanie. Nie wierząc w to, co właśnie odkryłam. To było mało prawdopodobne. Bardzo dziwne.

Tak naprawdę w życiu nie uwierzyłabym w moje własne odkrycie, gdybym nie znała osoby, której też udało się urosnąć tak bardzo w tak krótkim czasie. Miałam kolegę, który w ciągu ośmiu miesięcy wydłużył się o około 12 cm. Wychodziło z tego, że na miesiąc rósł średnio 1.5 cm…sporo. Ale raczej rzadko zdarzają się takie sytuacje. Można to jednak nazwać przypadkiem. Postanowiłam, że więcej dowiem się następnego dnia.
Chwilę jeszcze posiedziałam na tym dziwacznym tworze. Ach ci współcześni artyści. Wymyślają jakieś rzeźby o zupełnie głupkowatym wzorze. Jedyna ich zaleta to miejsce do siedzenia. Było nawet wygodnie, ale kiedy spojrzałam na ekran mojej Nokii znieruchomiałam. Było grubo po ósmej, a obiecywałam, że wrócę dużo prędzej. Znowu będzie trzeba się jakoś wytłumaczyć. Ponownie postawię na improwizację- czegoś się jednak w szkole nauczyłam, potrafię wymyślać bajki na poczekaniu. Jakiś plan układał mi się powoli w głowie i już wsiadałam na rower, kiedy usłyszałam:
-O Julka…co ty tu robisz?- Po polsku. Iza, czyli nie będzie tak źle… Może rodzice kazali jej mnie znaleźć. Mówiłam jednak, że będę na basenie. Dlaczego tam mnie nie szukała? Zrozumiałam dopiero wtedy, kiedy zza pleców siostry wyłoniła się mama. Postawiłam więc pytanie proforma:
-Co tu robicie?
Nie musiałam w sumie słuchać, bo wiedziałam. Czas, w którym mama udzielała odpowiedzi, wykorzystałam na wymyślenie nowej wymówki, bo stara nie była już aktualna.
-Przyszłyśmy na ten festyn i zahaczyłyśmy o rynek, ale nic ciekawego nie kupiłyśmy.
-Hmm…nic ciekawego? A ten obraz iii…co właściwie jest w tej reklamówce?- zapytałam, próbując zyskać na czasie.
Teraz Iza postanowiła przejąć inicjatywę i zaczęła:
-Ten obraz- wskazała na ramę- kupiłam sobie do pokoju. Będzie pasował do wnętrza- fajnie się będzie komponowało.
-Mogę zobaczyć?- znowu grałam na zwłokę, mając jednak nadzieję, że w ogóle nie będą dociekały informacji, gdzie się podziewałam. Okazało się, że wywołałam wilka z lasu:
-Zobaczysz później. Powiedz lepiej, co robiłaś. Miałaś być na basenie, czyż nie?
-No tak, byłam i przepłynęłam sporo basenów. Tata się do mnie chowa. – uśmiechnęłam się szczerząc zęby.
-A teraz…co tu…?- nie dokończyła, bo już miałam uszykowany świetny tekst. W sumie mówiłam samą prawdę, pomijając tylko niektóre fakty:
-No nic takiego. Musiałam przecież jakoś wrócić. Tędy jest najszybciej. Zapomniałam tylko o tym festynie i tłumy ludzi trochę mi przeszkadzały, ale jakoś się przepchnęłam. Tylko przez przypadek się przewróciłam i zrobiłam sobie to.- Wskazałam zadarcie na łokciu i kolanie.
-Nienormalna jesteś- powiedziała Iza.- Zawsze musisz posiniaczyć sobie wszystkie części ciała?
Wzruszyłam tylko ramionami i wyrwałam siostrze reklamówkę, aby dowiedzieć się, co kupiły. Kiedy już wyciągnęłam zawartość, stwierdziłam, że niepotrzebnie wzięłam Izie tę reklamówkę, bo nie było niczego interesującego, ale miało to jeszcze inne znaczenie- nasza rozmowa na temat „co robiłam i gdzie byłam” już się zakończyła.
Udałam jednak zainteresowanie kadzidełkiem i świeczką, która miała unikalny kształt. Włożyłam to z powrotem do torby i niestety sama musiałam nią nieść, a raczej zawieźć do „domku”. Spytałam tylko:
-Tata w przyczepie?
-Taa…nie chciało mu się iść z nami. A ty nie zostaniesz?
-A jak myślisz?
-No tak , ach te wasze głupkowate geny.
Nigdy nie lubiłam zakupów ani włóczenia się po straganach. Centrum handlowe potrzebne było mi tylko, aby wejść do sklepu, kupić i już. Gdybym miała przeżywać męczarnie na wakacjach, to byłaby już przesada. Kiwnęłam głową i odjechałam.
Ponownie mogłam skupić się na Justinie jako osobie. Może faktycznie nie jest takim lamusem, jak go sobie wszyscy wyobrażają. Gdybym opowiedziała komuś o nim, na pewno by mnie wyśmiał.
Pamiętam zeszłoroczną rozmowę z Karolem. Naśmiewał się z Biebera, argumentując to brakiem mutacji. Twierdził też, że go wykastrowali. Zrozumiałabym, jeśli Crooki- pseudo Karola był jakimś wyróżniającym się kolesiem. A on taki zwykły burak, który ledwo od ziemi odrastał, a ze sportem nie miał nic wspólnego.
Dopiero teraz mogłam wyrobić sobie prawdziwe zdanie o Justinie Biebrze, bo poznałam go osobiście. Stwierdziłam jednak, że zbyt szybkie osądy mogą wprowadzić mnie w błąd.
Kiedy dojechałam do naszego kempingu, tata czytał książkę, którą dostał na urodziny. Powiedziałam tylko „cześć” i usiadłam wygodnie na tapczanie, po czym włączyłam TV. Oglądałam film z braćmi Sprouse na DC. Ten sam odcinek po raz setny chyba.
Po jakimś czasie delikatnie wyłączyłam się- krótka drzemka. Mimo, że nie zdarzało mi się to zbyt często, byłam trochę zmęczona po podróży. Miałam różne głupawe sny- kiedy śpię w nowym miejscu śnię przez cały czas i wszystko pamiętam. Jednym z nich była, może to dziwne, rozmowa rodziców.
Leżeli już w łóżku i rozmawiali o jakimś wyjeździe do Paryża. Co prawda rozważaliśmy taki wariant tuż przed wakacjami, ale mój sen o tym był co najmniej, że tak powiem, nie na miejscu. Ustalali jakieś szczegóły dotyczące godziny wyjazdu i takie tam. Stwierdzili też, że musimy wejść na wieżę Eifla po raz kolejny. Mama proponowała też tacie, abyśmy pojechali do Muzeum w Luwrze i też był za.
Bohaterem kolejnego snu był oczywiście Justin. Siedzieliśmy na plaży i miło mi się z nim gadało. Pamiętam też jak nabijał się ze słowa „kurczę” i powtarzał je do znudzenia. Muszę przyznać, że nieźle mu wychodziło. Trochę się też naśmiałam. Graliśmy w siatkówkę plażową i znowu zaskoczenie- grał genialnie. Sen z wieloma szczegółami. Tak jak dzień wcześniej. Dziwny zbieg okoliczności. W przeddzień spotkania i poznania JB, chłopak mi się śnił. Ale nie warto do tego wracać. W tamtym miejscu mogłam być kimkolwiek chciałam.
Inne sny nie były interesujące. Jak już wspomniałam same głupoty. Ostatni z nich został mi przerwany jakimiś dźwiękami. Pomyślałam, że musiał być to jakiś budzik, ale wydawało mi się nienormalne używanie alarmu na wczasach. Po chwili jednak usłyszałam głos mamy:
-Wstawaj już. Izka nie śpi od 15 minut i jest już całkiem gotowa.- Nie rozumiałam połowy słów, które skierowała do mnie mama.
-Ale że co?- wyjąkałam tylko.
Tata spojrzał na mnie zdezorientowaną miną.
-Jak to co? Za chwilę jedziemy. Jest już 6. Musimy się pośpieszyć.
Szósta? Po co obudzili mnie o tak wczesnej godzinie, kiedy przyjechałam tu, żeby wypocząć. I jakie do cholery wyjeżdżamy…
-Ona chyba nie pamięta- powiedziała mam do taty, a on zaczął wyjaśniać:
-Rozmawialiśmy wczoraj o wypadzie do Paryża. Myśleliśmy, że też jesteś chętna, bo sama nas do tego namawiałaś. Mówiłaś, że chcesz wjechać na najwyższe piętro wieży Eifla i zobaczyć Muze….-Już go nie słuchałam. Czyli rozmowa rodziców nie była moim snem…Działo się to naprawdę, podczas gdy ja byłam w półstanie- ni to spałam ni uczestniczyłam w świecie świadomych. Chciałam odwiedzić stolicę Francji, ale nie tego dnia. Znowu miałam wystawić Justina? Nie mogłam tego zrobić i powiedziałam ostro zirytowana:
-Nie jadę! Nie mam dzisiaj ochoty!

Kiedy rodzice zauważyli moją bulwersację, zaczęli się śmiać? Nie wiedziałam o co im chodzi. Moim zdaniem nie było w tym niczego godnego nawet najmniejszego uśmiechu. Powtórzyłam tylko:
-Nie jadę i już.
Wtedy mama oznajmiła:
-O nie moja droga… Jeśli mówię, że jedziemy, to mam na myśli nas wszystkich. No i gdybyśmy się tam wybrali, nie miałabyś wyboru.
Ile ja mam w końcu lat, żeby słuchać rodziców i zawsze się im podporządkowywać. Wkurzało mnie to, ale i tak wiedziałam, że nie pozwolą mi zostać. „Nie miałabyś wyboru”- w mojej głowie rozbrzmiały słowa. No pewnie, że nie miałabym…”miałabym”…-co to ma znaczyć? Widząc moją zdezorientowaną minę mama ponownie zabrała głos:
-Nie jedziemy. Chcieliśmy zrobić ci taki żart.
-Żart?!?!?! Czy wy jesteście nienormalni?- Wiedziałam, że ton głosu, który z siebie wydobyłam może działać na moją niekorzyść, ale nie dałam rady się opanować. Zdawało mi się jednak, że rodzice puścili tę uwagę mimo uszu i kontynuowałam moją wypowiedź.- Budzicie mnie o szóstej rano, żeby oznajmić, że zachciało wam się zażartować? I Iza też?- W tym momencie spojrzałam na łóżko siostry. Było puste, więc ona też zgłupiała do reszty?- Dziwne- powiedziałam, wciąż patrząc na porozrzucane pościele.- Nigdy nie była skora do takich działań.
Po mojej wypowiedzi wtrącił się tata:
-No taak…ona lubi leniuchować.
Uniosłam brew. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Zaczęłam intensywnie myśleć i wydawało mi się, że wszystko zaczyna się zgadzać. Siostra nigdy nie wstanie przed ósmą w wakacje, i to z własnej woli, ta opcja odpadała. Wychodziło na to, że musiało być później niż powiedzieli rodzice. Spojrzałam na zegarek, ale tu zonk. Tarcza wskazywała, że mamy 3 minuty po szóstej. Ale mogli to zmienić, tylko tu nasuwa się pytanie, czy chciało im się na tyle wysilać, żeby zrobić głupawy kawał? To nie było w ich stylu, chociaż może… Zadałam pytanie:
-O której poszliście spać?
-Byliśmy zmęczeni, więc postanowiliśmy położyć się w okolicach 22.
-Tak wcześnie?- odparłam z nutką niedowierzania w głosie.
- Lepiej nie będę przypominać, od której ty spałaś- wtrąciła mama, a ja zrobiłam skwaszoną minę. Rodzice nie wiedzieli, jaki sens miało zadane pytanie. Chyba mnie nie doceniali. Zawsze byłam dobrą obserwatorką, co przydało mi się właśnie w tej chwili. Mianowicie tata nigdy nie spał dłużej niż 8 godzin. Zgadzałoby się wtedy, że mieliśmy już 6 rano, gdyby nie fakt, że ja i Iza to zupełnie inna bajka. Jeśli byłyśmy niewyspane, nie było dla nas problemem przespanie nawet pół doby, dlatego wiedziałam, że musi być później. Nie chciało mi się sięgać po komórkę, dlatego zapytałam:
-To którą mamy teraz godzinę?
-Jak to którą? Kilka minut po 6. Przecież masz zegarek.
-Ale tak na poważnie…Nie zmusilibyście jej do tego, aby wstała tak wcześnie.
-Co masz na myśli?
- Przestawiliście godzinę w moim zegarku.
Chwilę później tata wyciągnął rękę z komórką w ręku w moją stronę. Zerknęłam na wyświetlacz w telefonie i znowu to samo. Już zupełnie rozbudzona wyszłam z przyczepy i obróciłam się w stronę zegara ściennego, który wisiał obok wejścia do kempingu. Nie mogłam w to uwierzyć- 6:04. Powoli zaczęłam wierzyć, że jest tak wcześnie. Nie zgadzało się jednak jeszcze coś. Pogoda. Rozpoczął się już drugi tydzień lipca i jak na moje, słońce grzało zbyt mocno, jak na tę godzinę.
Krzyknęłam więc z przedsionka:
-Nie dam się wkręcić!
-Ale w co?- Zaskoczona głosem Izy obróciłam się o 180 stopni.
-Którą mamy godzinę?
-A bo ja wiem…-odparła znudzona.- Chyba cos około ó…
-Szóstej- wtrąciła się mama. Wydawało mi się, że puściła oczko w stronę siostry.
-No właśnie- Iza poparła naszą rodzicielkę.
-To już nie jest śmieszne. –Zaczęli mnie wkurzać. Wymyślać jakieś głupoty, żeby umilić sobie czas. Ale dlaczego akurat dzisiaj. Może wiedzą o moim spotkaniu? Tylko skąd? Przecież nie od Biebera. Nikt prócz mnie nie uczył się angielskiego. Iza bezproblemowo dogada się po francusku, ale anglik odpada. A zresztą opcja, że się o tym dowiedzieli odpadała. Bezsensownie utrudniam sobie życie. Albo może…czasem zdarza mi się mówić przez sen. A z tego co udało mi się przypomnieć, tej nocy Justin występował w nim nie raz. Z tą jego nową sylwetką. Taak…wyglądał teraz świetnie.
Wracając jednak do sprawy godziny. Przypomniałam sobie, że w plecaku mam jeszcze jeden zegarek. Prawdopodobnie nikt o nim nie wiedział. Skoczyłam więc po torbę i szybko wyciągnęłam elektroniczne cudo. No i nie pomyliłam się była 8:09. Ci moi rodzice są jednak żałośni. Nie mieli co robić już pierwszego dnia wakacji. Po prostu głupota.
-No i po co wam to było?- zapytałam z niedowierzanie.
-Trzeba umilić sobie jakoś pobyt, no nie?
-Ale musicie ludziom humor od rana psuć?
-W sumie to myśleliśmy, że zasmucisz się dopiero wtedy, kiedy powiemy, że jednak nie jedziemy, a tu taki numer…-rzekła mama. Zrobiło mi się gorąco. Znowu musiałam zacząć kłamać i to wiarygodnie. Mimo niezłej wprawy nie miałam na to ochoty. Wiedząc jednak, że muszę coś powiedzieć, zaczęłam:
-Dopiero co przyjechaliśmy, więc miałam zamiar odpocząć, poopalać się- tu już przesłodziłam. Przecież wiedzieli, że nie lubię się opalać. Aby nie popełnić kolejnej gafy, postanowiłam się zamknąć.
-Sekunda…O czym wy w ogóle mówicie?- ciszę przerwał głos Izy.
-Rodzice poprzestawiali zegarki i chcieli mnie zrobić w konia. Wmawiali, że jedziemy do Paryża.
-Dzięki Bogu, że zrezygnowali z tej opcji. Włóczyć się po mieście w tak ciepły dzień, skoro można wygrzewać się na słońcu-cała Iza. Czy ona nigdy się nie zmieni. Emanuje lenistwem w promieniu kilometra. Ja w przeciwieństwie do niej chętnie wybrałabym się do stolicy Francji, ale nie tego dnia.
-To jak będzie? Pojedziemy kiedyś?
-Oby nie- powiedziała szeptem siostra.
-Porozmawiamy o tym później. Zaraz będzie śniadanie. Ubierz się- to ostatnie skierowała do mnie. Był to nawet dobry pomysł. Postanowiłam, że przy okazji wezmę prysznic. Sięgnęłam po ręcznik, wiszący na wieszaku i weszłam do małej łazienki w naszej przyczepie. Może nie była najwygodniejsza, ale nie chciało mi się iść do tej ogólnej, nie w takiej fryzurze.
Po wykąpaniu poczułam zapach bigosu. Był to sygnał, że śniadanie prawie gotowe, dlatego jak najprędzej ubrałam wygodne spodnie i zielony T-shirt.
Kiedy zeszłam do przedsionka, dowiedziałam się, że potrzebny jeszcze jeden nóż. Bez protestów cofnęłam się do wnętrza kempingu, wyjęłam go z szuflady i zajęłam swoje miejsce.
Podczas jedzenia układaliśmy plan dnia. Zaczęliśmy uzgadniać, o której wychodzimy na plażę. Nie mogliśmy się jednak dogadać, więc tata chcąc przerwać kłótnię zaproponował, że każdy zrobi, co będzie chciał. To było najlepsze wyjście.
Jeśli chodziło o mnie, kombinowałam tak, żeby znaleźć się w okolicach basenu olimpijskiego w granicach 13- tak jak obiecałam Justinowi. Tata planował coś podobnego, a nie chciałam, żeby zobaczył Biebera, bo musiałbym się niepotrzebnie tłumaczyć. Może zmieni decyzję…
Kiedy wszyscy już zjedli, dowiedziałam się, że będę zmywać naczynia po każdym śniadaniu. Ta wiadomość początkowo mnie zirytowała, jednak później doszłam do wniosku, że mogę myć te kilka talerzyków dziennie. Lepsze to niż zmywanie po obiedzie. No i czas mi szybciej zleci, bo na czytanie nie miałam ochoty.
Gdy skończyłam już oglądać jakąś bajkę (może to dziwne, ale nadal lubię kreskówki), zebrałam wszystkie naczynia do miski, wzięłam płyn i ścierkę. Zabrałam się bez problemu, co ucieszyło Izę, bo w innym przypadku musiałaby mi pomóc.
Do przyczepy wróciłam kilka minut przed 10. Było jeszcze dość wcześnie. Rodzice nie mieli jeszcze w planach picia kawy, więc tata zaproponował mi, abym wybrała się z nim po owoce. Zrobiłam to dość chętnie.. Kupiliśmy trochę winogron i dwa melony.
Po powrocie zaczęłam się zastanawiać, jak może wyglądać spotkanie z Justinem. W mojej głowie zaczęły pojawiać się różne obrazy i przebiegały przez nią scenariusze naszej rozmowy. Nieźle się tym bawiłam, bo sama mogłam manipulować przebiegiem naszego dialogu. Wszystko, co mówił Bieber było tylko wytworem mojej wyobraźni, ale wydaje mi się, że dzięki temu łatwiej będzie mi rozmawiać z JB na żywo. Z tego co słyszałam dobrze się uczy, więc mógłby mnie czymś zaskoczyć, ale nawet jakby, to poradziłabym sobie jakoś. Mógłby mnie tylko wybić z rytmu, kiedy zacząłby śpiewać. Zawsze wkłada w to emocje. Nigdy nie miałam okazji być na jego koncercie, ale wczorajszego dnia, kiedy nucił jakiś utwór….było wspaniale. Zapomniałam o całym świecie. Tylko on i ja. Ja i on. To było niewiarygodne. Nigdy nie odczułam czegoś podobnego.
-To jak idziesz? Halo mówi się do ciebie!!!- Z rozmarzeń wyrwał mnie głos Izy.
-Co?
-Idę na basen i pytałam czy też masz ochotę.
-Nie, jest zbyt wcześnie.
-Wcześnie? Chyba zwariowałaś. Za pięć pierwsza?- Spojrzałam na nią zaskoczona.
-Co?- Pokazałam jej mój zegarek. Wskazywał, że mamy 10:53.
-Czy ty jesteś nieprzytomna? Zapomniałaś, ze rodzice zmienili godzinę?
Kurczę…znowu to samo…spóźnię się(jeśli w ogóle się zobaczymy). Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego nie przestawiłam tego głupiego zegarka. Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę. Szczególnie jedna i to wokół niej krążyły pozostałe. Jak mogło przeminąć tyle czasu, a ja nawet tego nie zauważyłam. Chciałam się nad tym głębiej zastanowić, jednak Iza mi na to nie pozwoliła:
-Mam czekać, czy jak?
-Możesz iść. Zaraz dojdę.
W sumie to nie miałam zamiaru do niej dołączyć, ale mniejsza z tym. Szybko znalazłam strój i przebrałam się w rekordowym tempie. Spóźniłam się tylko trzy minuty. Moim zdaniem to nic takiego. Był jeszcze jeden problem. Musiałam znaleźć Justina, co nie powinno być łatwe w miejscu, gdzie było tak wiele osób. Nie wiedziałam nawet jakiego koloru ma cerę- nie zwróciłam na to uwagi.
Stwierdziłam, że najłatwiej będzie zacząć od samego basenu, bo było w nim stosunkowo mniej osób niż wokół. Przejechałam już czwarty pas i na piątym chyba go zauważyłam. Nie byłam pewna, czy to na pewno Bieber. Podeszłam więc bliżej. Jakaś dziewczyna siedziała mu na kolanach i kleiła się do niego. Wydawało mi się, że chciał ją delikatnie odepchnąć, ale to (chyba) tylko moja wyobraźnia. Postanowiłam odejść dopóki mnie jeszcze nie zauważył. Odwróciłam się na pięcie i znieruchomiałam. Stałam naprzeciw Justina.
-Ale jak to?- wyszeptałam po polsku, zapominając, że mówi innym językiem. Domagał się przetłumaczenia, ale olałam to. Spojrzałam jeszcze raz w tamtą stronę. To nie był Bieber. Zasugerowałam się włosami tamtego chłopaka . Nie miałam żadnych planów, co do Justina, ale jednak kamień spadł mi z serca.
W przypływie szczęścia postanowiłam się z nim przywitać, więc powiedziałam krótko:
-Hi!- Z dużym uśmiechem na twarzy. Odwzajemnił go, a już po chwili złożył mi pewną propozycję…



(…) propozycję:
-Ścigamy się?- W jego głosie wyczułam sarkazm. To fakt, nie znał mnie, więc nie mógł wiedzieć, że pływam ponadprzeciętnie. Chętnie go pokonam. Nie czekając dłużej podjęłam rzucone wyzwanie.
-Bardzo chętnie. Mam jednak nadzieję, że się nie załamiesz.- Po mojej wypowiedzi zachował się dość dziwnie. Nic nie odpowiedział. Jedyną reakcją Justina był ciepły, przyjazny uśmiech. Wydawał mi się bardzo szczery, ale nie pasował do takiej sytuacji.
Nie chciałam się nad tym dłużej zastanawiać, spytałam więc tylko, czy startujemy z wody, czy wskakujemy. Stwierdził, że nie chce mieć mnie na sumieniu, tym samym wybrał pierwszą opcję. Moim zdaniem sam bał się skakać do wody, co postanowiłam od razu wyjaśnić:
-Rozumiem, że martwisz się o swój wygląd, ale żeby od razu rezygnować? Wstydziłbyś się, taki duży chłopiec…
Może nie było to do końca miłe i przyjemne, ale tak mi się powiedziało. Nie mogłam cofnąć wypowiedzianego zdania. Wiedziałam jednak, jak potoczy się cała ta akcja. Każdy chłopak unosi się honorem. W tym przypadku niewątpliwie podważyłam umiejętności Justina. Chciał mi udowodnić, że nie jest jakimś fajtłapą. Może i dobrze…?
-Spoko- wyszeptał niskim głosem, posłał w moją stronę uśmiech numer 7 i dodał- w takim razie o co się zakładamy?
Zakładamy? Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Widząc moją zdezorientowaną minę, wyjaśnił:
-Myślisz, że nie mając celu, będę płynął na maxa?
-Wydawało mi się, że lubisz dawać z siebie wszystko- wyparowałam jednym tchem.
-Tak, no pewnie. Nie wiem jednak, czy ty nie potrzebujesz zachęty.- Muszę przyznać, że wykazał się sprytem. Podszedł mnie jak małe dziecko. Nie miało dla mnie znaczenia, czy o coś walczę. Jednak świadomość, że dzięki zwycięstwu mogę zyskać jakiś przywilej, na pewno zmobilizowałaby mnie do większego wysiłku. No i do tego (może wyczytał gdzieś taki fakt) Polacy to naród, który uwielbia rywalizację. Gra bez punktów, bez zwycięzcy, bez pokonanego, była nudna i nieinteresująca. Nie zastanawiając się długo, powiedziałam:
-Aktualnie nie mam pomysłu, o co moglibyśmy się założyć. Może ty?
-Liczyłem na ciebie.- I znowu wyszczerzył zęby. Nie mógłby nad tym zapanować?
-Przykro mi.- Rozłożyłam ręce w geście bezradności.- Może ty coś wymyśliłeś?- Gdy zobaczyłam, że zaprzeczył, dodałam- To w takim razie po co wyjechałeś z taką propozycją?
-OK., mam pewną koncepcję, ale nie wiem, czy mogę…
Był zmieszany. Nie rozumiem, jak koleś, który był chyba na każdym kontynencie, odwiedził tak wiele krajów, bał zapytać mnie o cokolwiek. Nie byłam nikim wielkim, żadną ważną osobistością, a jednak- miał przede mną respekt. Czym było to spowodowane?- nie miałam pojęcia. Czekał na jakąś reakcję z mojej strony, więc powiedziałam:
-Nie musisz się obawiać.- Po chwili dodałam z zawahaniem- tak mi się wydaje.
Mój wyraz twarzy musiał być komiczny, ponieważ Justin zaniósł się śmiechem.
-To nic takiego. Zresztą nieważne. Zapomnijmy o tym. To ile basenów płyniemy?- Chciał zmienić temat. Ja na to nie pozwoliłam:
-Mam już ochotę się przepłynąć, dlatego ostatecznie zakładamy się o to, że osoba, która wygra ma prawo do wymyślenia jakiejś kary dla przeciwnika- Przejęłam inicjatywę. Wiedziałam, że sprawę należy postawić jasno.- Chcesz wprowadzić jakieś poprawki?- dodałam z grzeczności. Podejrzewałam, że przyjmie to z pokorą.
-Ależ nie- zasalutował, unosząc prawą dłoń do czoła. Moje przeczucie się sprawdziło, lecz zaraz potem dodał- Albo tak. Można wymyślić karę dla przeciwnika lub nagrodę dla samego siebie.- Zmarszczyłam nos, wyjaśniał więc dalej.- W granicach rozsądku oczywiście.
Nagrodę dla siebie? O czym mógł myśleć? Wiedziałam, że się nie dowiem, bo i tak wygram. Ale zawsze mogę zgodzić się na pewien wyjątek.
-Zgoda- wykrzyknęłam, z jednoczesnym wysunięciem ręki w stronę chłopaka. Szybko zrozumiał o co chodzi i uścisnęliśmy sobie dłonie. Nie wiedziałam, czy było to tylko moje wrażenie. Dotyk jego skóry wywołał u mnie niespodziewany dreszcz. Zrobił to tak delikatnie, a jednocześnie bardzo pewnie. Uświadomiłam sobie, że pierwszy raz miałam okazję go dotknąć. Co by było gdybyśmy się…jestem głupia. Co ja sobie wyobrażałam…? Nie zagłębiając się w dalsze przemyślenia rzekłam:
-Naciągnij na oczy te okulary i wskakujemy.
-OK…to na dwie długości, tak?
-Mi pasuje. Do zobaczenia na mecie.
-Trzy- zaczął odliczanie.
-Dwa- dodałam.
-Jeden- znowu on.
-Start!!!- krzyknęliśmy razem. Nie zwracałam uwagi na innych ludzi. Było to już trzecie spotkanie z Justinem i zawsze liczył się tylko on. Nie zwracałam uwagi na tłumy znajdujące się wokół nas. Może to dziwne, ale właśnie tak było…
Po skoku płynęłam najszybciej jak umiałam. Miałam ochotę mu dokopać, ale pomysł na ewentualną karę dla niego lub nagrodę dla siebie, jeszcze nie powstał. Dałabym jednak radę coś wykombinować.
W czasie nawrotu zerknęłam w lewą stronę- w kierunku Justinka(dlaczego go tak nazwałam?) i zorientowałam się, że był dwa metry przede mną. W tych 50 metrach musiałam go dogonić, a sił ubywało. Nie mogłam się jednak poddać, dlatego gnałam co sił w nogach…… i rękach- oczywiście.
Brakowało już niewiele. Widziałam ściankę, która jednocześnie oznaczała finisz. Przyspieszyłam i koniec. Byłam już na mecie. Czym prędzej odwróciłam się w stronę JB. I…też na mnie patrzył. Wyglądał tak, jakby właśnie skończył. W tym samym czasie co ja. Oznaczało to, że prawdopodobnie był remis.
Przeszedł pod barierą oddzielającą jeden pas od drugiego i szepnął:
-Więc wygrałem…
-Chyba śnisz. Moim zdaniem był remis.
-Może i był, ale gdyby nie przeszkodził mi ten dzieciak- wskazał na jakiegoś chłopca- na pewno bym wygrał.
-W sporcie potrzebne jest również szczęście.
-No może…nie byłoby ważne kto wygrał, gdyby nie nasz zakład. A teraz to…myślisz, że po co się tak starałem?
-Nie żartuj sobie. Jeśli tak bardzo ci na tym zależy to możemy umówić się tak, że oboje możemy go zrealizować. Co ty na to? Ja jeszcze nie mam pomysłu. To może ty zaczniesz? Halo Justin!- Dopiero teraz na niego zerknęłam. Wyglądał bardzo dziwnie. Podszedł do mnie tak, że zaczęło brakować mi powietrza. Jego ręce powędrowały w kierunku mojej talii. Delikatnie mnie przyciągnął i pocałował. Najpierw z dystansem, potem gdy zrozumiał, że nie mam nic przeciwko z większą czułością. I teraz miałam pewność. Nie liczyło się nic obok. Na świecie byliśmy już tylko my. Nikogo ani niczego wokół nas. Nigdy nie przeżyłam czegoś podobnego. Zdarzało się, że Łukasz i ja pocałowaliśmy się, ale nie miało to żadnego znaczenia.. Tu było inaczej. Nagle z tej wspaniałej chwili wyrwał mnie głos, przenosząc jednocześnie do starej zwyczajnej rzeczywistości:
-Julka? Co, ty, z nim? O co tu chodzi?- I niestety nie była to Iza…
To była mama… Czy musiała znaleźć się akurat w tym miejscu. Cały kompleks basenów ma przecież tak dużą powierzchnię. To się nazywa pech. W dodatku trafiła na tak głupi moment. Gdyby była całkiem liberalnym rodzicem, nie byłoby żadnego problemu. W tym przypadku będzie się trzeba tłumaczyć i w ogóle, przesrane wakacje. Jak ja będę…
-Julia?- Mama zakończyła moje rozmyślania.
-No bo ten…hmmm- zaczęłam się motać.- Chodzi o to, że tak naprawdę- i przerwałam, widząc zachowanie Justina. Dawał rękoma jakieś znaki, których mama nie mogła dostrzec. Przecież Bieber nawet nie wiedział, kim ona jest. Nie rozumiałam go, wyszeptał więc krótko:
-Up.-To było wystarczające, ma chłopak łeb. Nadal siedzieliśmy w wodzie i mama musiała schylać się, żeby ze mną rozmawiać. Nie dość, że wyglądało to komicznie, to w dodatku potęgowało narastające już zdenerwowanie mojej rodzicielki.
Justin pomógł mi wspiąć się po murku wyłożonym kafelkami. a kiedy byłam już u góry, sam zaczął wchodzić. Mimo powagi mojej sytuacji, nie patrzyłam w tym momencie na mamę, z zainteresowaniem obserwowałam Justina, wykorzystującego swoją siłę. Tak, jak kiedyś był zwykłym, chuderlawym chłopcem, teraz wyrósł na prawdziwego faceta. Śliskość płytek i wysokość murku nie sprawiała na nim żadnego wrażenia.
Kiedy już znalazł się obok mnie z trudem oderwałam wzrok od jego osoby. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle mnie zastąpił:
-Hello, I Am Justin and I Am Her…
-She doesn’t understand- przerwałam mu.
-Trochę akurat rozumiem- powiedziała dumnie mama. Bieber trochę się zmieszał, ale dla zakłócenia panującej ciszy zaczął mówić:
- So i think i can- ponownie nie dane było mu dokończenie zdania:
-Powiedz mu, żeby przestał się produkować- rzekła mama.- Idziemy na obiad.
Obiad? O drugiej? To nie w stylu naszej rodziny. Nie chciałam jednak dolewać oliwy do ognia, dlatego puściłam tę uwagę mimo uszu.
-I have to go…sorry- spojrzałam na niego z przeczuciem, że widzę go po raz ostatni (przynajmniej na żywo). Zrobiło mi się przykro, ale nie miałam innego wyjścia.
-No please…Can we meet again?
-I don’t think so.
-I am looking forward for your message- wyszeptał I podał mi rękę na pożegnanie. Nie zrozumiałam tego gestu, dopóki nie poczułam w dłoni mokrej kartki. Wychodziło na to, że miał ochotę zobaczyć mnie po raz kolejny. Wystarczyło tylko przekonać mamę, że nic takiego nie zrobiłam.
-Goodbye- powiedział do mamy i skinął głową. Posłał mi ciepły uśmiech i odszedł. Patrzyłam na niego, dopóki nie skręcił- straciłam go wtedy z zasięgu wzroku.. Zapomniałam, że mama stoi obok mnie, a zresztą było mi wszystko jedno. Mało prawdopodobne, że pozwoli mi wyjść kiedyś samej. Szkoda, że nie powiedziałam o nim rodzicom trochę wcześniej. Cała ta sytuacja inaczej by się potoczyła. „Mądry Polak po szkodzie” – trafne przysłowie. Zaczęłyśmy iść w stronę wyjścia.
Od tego momentu proponuję włączyć piosenkę:
www.youtube.com/watch?v=MeTxKz_ffD4
-Chcesz mi coś powiedzieć?- zapytała mama dość przyjaznym tonem. Trochę mnie zdziwił, postanowiłam więc wykorzystać tę sytuację.
-Mam 17 lat, nie będę więc owijać w bawełnę. Pamiętasz, że wczoraj wyszłam, żeby pobiegać?- przytaknęła skinieniem głowy.- Po kilku kilometrach zawsze robię sobie trochę przerwy. Zeszłego dnia usiadłam na jakiejś ławce i właśnie on się przysiadł. Muszę dodać, że nie jest zwyczajną osobą, jest piosenkarzem. Znałam go trochę wcześniej- tylko z Internetu, ale jednak. Chciałam zobaczyć, jaki jest naprawdę i się z nim umówiłam. Sprawy nabrały niespodziewanego obrotu i dlatego tak to wyszło. Przynajmniej nie muszę już kręcić. Żałuję tylko, że stało się to już teraz- myślałam, że te wakacje będą inne i będę mogła kogoś poznać. W sumie to poznałam, ale szkoda, że znaliśmy się tak krótko.- Skończyłam swój monolog i czekałam, aż mama się odezwie. Bardzo długo szłyśmy w ciszy. Dopiero po kilku minutach usłyszałam:
-Oczekujesz czegoś?- To pytanie mnie zaskoczyło.
-Nie. – Mama spojrzała na mnie z równoczesnym uniesieniem brwi.- No ok…., chciałabym jeszcze kiedyś z nim pogadać.
-Usiądźmy- rzekła i wskazała ławkę.- Chcę ci coś powiedzieć.- Czekała na moje zapewnienie, że chcę tego słuchać- Bardzo często zastanawiam się nad tym, czy dobrze was wychowuję- Ciebie i Izę. Nie mam pewności, czy wszystkie moje czyny są właściwe. Każdy popełnia błędy. Ja akurat staram się robić wszystko tak, aby było inaczej niż w moim domu. Nie chodzi o to, żeby teraz wypominać ci, że miałam źle. Chcę tylko uświadomić, że wszystko co robimy z tatą jest dla twojego dobra. Nigdy nie chciałam tobie w żaden sposób dokuczyć. Mam nadzieję zrozumiesz to za jakiś czas. Być może nie miałam racji, co do tego chłopaka. Kiedy zobaczyłam, że się z nim całujesz- to nic takiego, uświadomiłam sobie, że już druga z moich córek dorasta. Jeśli uważasz, .że postępowałaś słusznie i to ja tobie przeszkodziłam, spójrz przed siebie.- Dopiero, gdy wypowiedziała ostatnią sentencję, spojrzałam na nią, a potem przechyliłam, głowę w prawą stronę. Na przeciwnej ławce siedział Justin. Patrzył w moją stronę, ale nie wyrażał żadnych uczuć. Nie chciałam jednak wybić się z rytmu i zadałam pytanie:
-Chodzi ci o to, żebym od tej pory sama zaczęła zastanawiać się nad konsekwencjami i tym jak powinnam postępować, aby później niczego nie żałować?
-Dokładnie. Jesteś już prawie dorosła. W końcu musisz zacząć brać za siebie odpowiedzialność.
-Taką samą rozmowę przeprowadziłaś kiedyś z Izą?
-Od razu chciałabyś wszystko wiedzieć. Nieważne.- Dała mi kuksańca w ramię.- OK. Muszę już lecieć, żeby obrać ziemniaki. Obiad będzie przed czwartą. Mam dziwne przeczucie, że wyjdzie go trochę za dużo, tak więc… To do zobaczenia.
Ta cała sytuacja była strasznie dziwna, jak sen. Nie sądziłam, że mama taka jest. Myślałam, że znam ją na wylot. Miłe zaskoczenie. I jeszcze to ostatnie zdanie. A właśnie, skoro o tym mowa- spojrzałam na przeciwną ławkę. Nie było go tam. Wyraźnie wykrzywiłam twarz.
-Kogo szukasz?- usłyszałam za plecami. Mniej więcej w tym samym momencie ktoś zakrył moje oczy rękoma. KTOŚ- bardzo dobrze wiedziałam kto:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz